Strzelecki w ciemnym zwierciadle dwa

część druga artykułu


Inną sprawą jest faworyzowanie przez autorkę odkryć Agnusa McMillana w Gippsland, którą to zresztą nazwę nadał Strzelecki.
Według Rawsona i dociekliwego w badaniach Słabczyńskiego McMillan rozpoczął swą pierwszą wyprawę 28 maja 1839, a Miss Heney bez podania źródeł ani odnośników pisze że pierwszą podróż na południe odbył w lutym.

Rawson stwierdza że McMillan został wysłany przez swego pracodawcę, Macalistera, na farmę przy Currawong Creek w okręgu Monaro. Przybył na to miejsce i objął farmę dnia 25 lutego 1839, więc chyba nie porzucił jej natychmiast i puścił się w podróże. Jest rzeczą zupełnie logiczną że musiał zatrzymać się pewien czas na miejscu, choćby dla zapoznania się z hodowlą owiec i gospodarstwem powierzonym jego opiece.

Miss Heney pisze że Strzelecki ogłosił swoje plany podróży w „Sydney Gazette” 7 listopada (1839) i miało to być „…po podróżach McMillana…”.
Jest to pół prawdy, bo istotnie było to po „tajemnej”, jak przyznaje autorka, podróży rozpoczętej w maju tegoż roku, ale ogółem McMillan odbył 6 podróży, z których ostatnia zakończyła się 13 lutego 1841 i dopiero wtedy jak pisze Rawson McMillan: „osiągnął swój cel (archieved his aim)”, tj przekroczył Gippsland, dochodząc do oceanu w pobliżu Corner Inlet.

Było to w 9 miesięcy po przekroczeniu Gippslandu przez Strzeleckiego i zdziwiony McMillan spotkał tam statek, który przywiózł osadników z Melbourne jako rezultat broszury ogłoszonej już drukiem przez Strzeleckiego.

Jak słusznie zauważył Słabczyński „Tym samym „odkrycie” A. McMillana było nieco spóźnione”. Dziwne że p. Heney, tak przestrzegająca dat, nie chciała zwrócić uwagi na te fakty.
Jak pisze w innym miejscu Słabczyński
„ …MacMillan, na wykonanie zadania zleconego mu przez chlebodawcę, tj. na dotarcie do morza (odległość około 180 mil czyli niespełna 290km) zmuszony był podjąć aż sześć wypraw, częściowo nieudanych, które trwały blisko dwa lata… ”

„W przeciągu takiego mniej więcej czasu Strzelecki zdołał zbadać prawie całą Nowę Południową Walię, przejść 5000 mil (ok. 8046,5 km), odkryć złoto, zbadać najwyższe góry kontynentu, źródła kilku rzek, Ziemię Gippsa i co najważniejsze opracować to wszystko naukowo oraz podać do publicznej wiadomości”.

McMillan szedł terenami stosunkowo łatwymi: doszedłszy z okolic jeziora Omeo do jeziora King (nazwa nadana przez Strzeleckiego na cześć jego przyjaciela, kpt. marynarki P.P Kinga) przebył Gippsland łukiem, obchodząc jez. Wellington w odległości około 20 mil i docierając do oceanu w Port Albert.

Przebycie zaś Gippslandu przez Polaka było ostatnim jego etapem wielkiej podróży Sydney-Melbourne, rozpoczętej 21 grudnia 1839, a zakończonej 18 maja 1840. Wyprawa przez Gippsland, w której towarzyszyli również Strzeleckiemu James McArthur syn znanego pioniera, Johna, i anglik James Riley oraz dwóch krajowców, osiągnęła Westerpoint 12 maja 1840, przebywając ten kraj za jednym zamachem, niemal przez środek, i przedzierając się przez najtrudniejsze tereny.

Niektórzy autorzy autralijscy wykazują tendencyjne wyolbrzymianie zasług McMillana, nazywając go m.in. „oryginalnym odkrywcą Gippslandu”. Jak sama p. Heney pisze podróże jego były „tajemne”, a więc miały za zadanie znalezienie pastwisk dla trzód chlebodawcy, a nie eksplorację terenu.

Zupełnie bezstronną charakterystykę McMillana zamieścił w swej książce Rawson:

„W swoich podróżach w buszu polegał on raczej na swoich zdolnościach przetrwania, na znajomości dobrych terenów pasterskich i na swoich czarnych przewodnikach, niż na jakimkolwiek technicznym wyposażeniu.
McMillanowi brakowało zdaje się całkowicie technicznych umiejętności niezbędnych dla badacza.
Nie robił map ani pomiarów, nie był zdolny do oznaczenia szerokości i długości geograficznej nawet gdyby przyrządy zostały mu dostarczone; miał on jedynie mgliste pojęcie o kierunku i odległości, będąc zupełnym ignorantem w zasadach dokonywania pomiarów.
Sugerowano że był on prawie zawsze prowadzony przez czarnych i że nawet z pomocą mapy wziął jezioro King za Cornet Inlet”.

Są nieraz wysuwane mętne zarzuty, zaprzeczające same sobie, raz że Strzelecki szedł śladami McMillana (istotnie szedł mniej więcej tym szlakiem od jez. Omeo do rzeki Avon), to znów że korzystał z jego tropów, a więc czynił głupio, i wybrał drogę trudną przez teren górzysty, narażając życie członków wyprawy.
Ten zarzut jest wysoce nielogiczny; z punktu widzenia odkryć geograficznych ktoś musiał przejść ten kraj i im bardziej był trudny tym większa zasługa ludzi, którzy go po raz pierwszy przebyli.

Miss Heney gniewa się na Strzeleckiego że w raportach swych potraktował Gippsland jako „terra incognita”; nie jego to wina że p. Macalister snr. trzymał w tajemnicy odkrycia swego sługi. Jak sama autorka pisze Strzelecki zboczył ze szlaku McMillana i przekraczał rzeki w innych punktach.
Jeśli przyjęlibyśmy że nawet do samej rzeki Avon wyprawa jego posuwała się tropami McMillana to dalej weszła na ziemie nietknięte nigdy nogą białego człowieka i przez przynajmniej pół Gippslandu kroczyła prawdziwie dziewiczym szlakiem.

Czytaj dalej arrow more

 

Gdy w rozdziale o odkryciach Gippslandu autorka nie znalazła chyba jednego dobrego słowa dla podróżnika to w rozdziałach dotyczących jego pobytu w Tasmanii i stosunków z Sir Johnem Franklinem - znajdujemy niemal same pochlebstwa pod adresem Strzeleckiego.
Czytelnik może zachodzić w głowę: Czy ten Strzelecki był jakimś kameleonem? - Czy wierzyć słowom autorki że był to okres „…niesplamiony przez jego własne błędy i uszlachetniony przez otwarte wyrażanie najlepszych cech jego charakteru”? - Czy też przypuszczać że autorka po prostu nie znalazła ujemnych lub szkalujących materiałów z tego okresu?

Według Miss Helen Heney Strzelecki był w tym okresie
„…podziwiany, lubiany i ceniony… ”. Jego osobowość wywarła wpływ na Lady Franklin, a rady Strzeleckiego udzielane Franklinom odznaczały się inteligencją, chłodnym rozsądkiem i bezstronnością. Lady Franklin była ciągle „…zachwycona wszystkim cokolwiek on zrobił czy powiedział”.
Jedyną bodaj zbrodnią jaką autorka wytknęła w tym czasie podróżnikowi był flirt, zresztą „nieszkodliwy”, z siostrą lady Franklin.
Według Miss Heney będąc już po słowie z Adyną, Strzelecki nie miał prawa flirtować i w tym wypadku postępowanie jego zostało określone jako „dziwaczne (bizarre)”.

Drugim okresem gdzie znowu Strzelecki błyszczy w jasnym świetle jest pobyt jego w Irlandii.
„Strzelecki był doskonale przygotowany do (tej) pracy”
- miał -
„ …doskonałe zdolności organizacyjne… ”
„ …dość energii umysłu i ciała… ”
„…wprowadził w czyn jeszcze jedno doskonałe przedsięwzięcie… ”
„Zasłużył na pochwałę…”
„Był postacią, która zwróciła całą uwagę publiczną… ”
„Był to odcinek pracy bardzo dobrze wykonany. Wykazał zdolności organizacyjne ponad przeciętne, odwagę, brak obaw w pobieraniu decyzji… ”

Kto to napisał? - Miss Helen Heney.

Słowa te wcale nie godzą się ze zdaniami zawartymi we wstępie i zakończeniu. Gdybyśmy uwierzyli wszystkim negatywnym interpretacjom Miss Heney było by to smutnym świadectwem dla elity umysłowej Anglii i Australii w XIX wieku.
Ludzie, którzy przyczynili się do obdarowania Strzeleckiego złotym medalem Tow. Geograficznego, honorowym tytułem doktora praw, tytułem sir'a, orderem Łaźni czy orderem św. Michała i Jerzego, byli chyba durniami dającymi się nabrać sprytnemu cudzoziemcowi, który myślał jedynie o karierze i „miał znaczny talent do uzyskiwania sławy”.

Dużym plusem książki Helen Heney jest bezwzględne bogactwo cytowanych materiałów, ale wartość jej obniża jednak wyrugowanie znaków polskich w cytatach, odnośnikach i bibliografii. Skoro w poważnych dziełach utrzymuje się znaki francuskie, hiszpańskie, niemieckie nawet oryginalne greckie lub rosyjskie litery, to powinno się uwzględniać i polskie.

Jako przykład można postawić książkę Mariana Kukiela „Czartoryski and European Unity”, wydaną w Ameryce przez Princeton University Press lub „Polish Politics and the Revolution of November 1830” napisaną przez Anglika, R.F. Leslie, wydaną przez Uniwersytet Londyński.
Ta ostatnia książka może być świadectwem, że uwzględnienie polskiej pisowni przez cudzoziemskiego autora i wydawcę jest zupełnie możliwe.

Poza pominięciem znaków polskich książka Miss Heney zawiera wiele rażących pomyłek w pisowni - (prawdopodobnie przez brak korekty autorki)

Oto cała litania:
str.VII Olsewicz - zamiast Olszewicz;
str. VIII A. Gruzka - zamiast S. Gruszka;
ss. 2 i 110 Czerwidle Polskie - zamast Czernidły;
s. Lemburg - zam. Lemberg;
ss.7, 9, 10, 37, 255 Narczisza - zamiast Narcyza, czy Narciza;
s.7 Gnieszno - zamiast Gniezno;
ss. 10, 11, 24, 25 Kierdrzynski - zamiast Kiedrzyński;
s. 17 Katerzyna - zam. Katarzyna;
ss. 17 i 252 Prucimski - zamiast Prusiński;
s. 229 Atenaum - zam. Ateneum;
ss. 230 i 245 Preglad Emigraczny - zam. Przegląd Emigracyjny;
s. 236 Krasewski - zamiast Kraszewski;
s. 246 Herbasz - zamiast Herbarz.

Co by powiedział czytelnik anglosaski, znajdując taki „spelling” w słowach angielskich?
Nazwisko znanego dyplomaty angielskiego brzmiało chyba W.U.F. Strangways - a nie jak podano w indeksie Strongeways W.V.F.

Jakkolwiek autorka jest dość dobrze obeznana z historią Polski, pisze na s. 3 że powstanie Kościuszki było po trzecim (!) rozbiorze. Twierdzenie (na str. 234) że w Polsce nie było klasy średniej jest również niezbyt wnikliwym uproszczeniem.

Na str. 65 autorka podaje że Lotski był nieco starszy od Strzeleckiego, ale według London Library Catalouge był on o trzy lata młodszy. W innym miejscu Miss Heney przypuszcza że Lotski brał udział w powstaniu listopadowym. Jeśli przyjechał do Sydney w końcu r. 1832, a poprzednio jak sam podawał przebywał 18 miesięcy w Brazylii to było to niemożliwe.

Na str 242 przy nazwisku Lucien de Broel Plater podano w nawiasie zupełnie błędnie „Lucjan Brühl (!) Plater”.
Ze stron 242 i 246 można się dowiedzieć że „Wiadomości” wychodzą w Paryżu (!)

Nie wiadomo dlaczego na stronie tytułowej podano Paul Edmond Strzelecki, podczas gdy na obwolucie i w treści książki używane jest poprawnie imię Edmund.
Zamieszczony w książce rysunek głowy podróżnika jest wzorowany na świetnej litografii Zygmunta Swiatopełka - Słupskiego, ale zupełnie niekorzystnie zmieniony wyraz oczu i ust nadaje tej podobiźnie coś z troglodyty.

Zamykając książkę Helen Heney trzeba powiedzieć że jest napisana inteligentnie i ciekawie, dużo dojrzalej niż poprzednia na polski temat, „The Proud Lady”. Psychologiczne podejście i masa uwzględnionych materiałów kwalifikowałaby może tę książkę jako najlepszą biografię Strzeleckiego gdyby podejście do tematu było bardziej bezstronne.
Od pierwszych jednak zdań czytelnik wyczuwa głęboki uraz autorki do opisywanej postaci i chęć zdyskredytowania jej w oczach Polaków i Australijczyków. Trudno oprzeć się wrażeniu że Strzeleckiemu wyrządzono krzywdę.

Mimo intencji autorki portret Strzeleckiego choć w ciemnym zwierciadle, przedstawia wielką indywidualność.
Fakt że w ciągu ostatnich ośmiu lat ukazały się trzy obszerne biografie tego człowieka, w tym dwie opracowane przez autorów australijskich, świadczy najlepiej o wybitności postaci. Podkreślanie i rozdmuchiwanie marginesowych spraw w życiu Strzeleckiego nie zdoła przesłonić jego osiągnięć.

Zygmunt Nowakowski, którego autorka z upodobaniem dwukrotnie cytuje, napisał w recenzji książki Rawsona:
„Kariera zdumiewająca. Strzelecki zawdzięcza wszystko sobie samemu, własnym dziesięciu palcom i własnej głowie„.

Oto tylko chodzi - a historyk czy biograf, który nie umie podejść do tematu względnie bezstronnie - nie powinien brać się za pióro.

Lech Paszkowski - Melbourne