Rocznica śmierci
Lecha Paszkowskiego - wywiad

Z Witoldem Łukasiakiem rozmawia Marysia Thiele z Adelajdy


28 kwietnia br. (2014) otrzymaliśmy drogą mailową od Pani Marysi Thiele z Adelajdy wywiad związany z rocznicą śmierci Lecha Paszkowskiego jakiego udzielił Jej Witold Łukasiak.
Dziękujemy.


Marysia Thiele - słowem wstępu.
Dwudziestego czwartego kwietnia minęła pierwsza rocznica śmierci Lecha Krzysztofa Paszkowskiego pisarza i historyka Polonii australijskiej. Pogrzeb śp. Lecha Paszkowskiego odbył się trzydziestego kwietnia 2013, na cmentarzu Springvale Botanical Cemetery w Melbourne, poprzedzony mszą św. w Kościele św. Ignacego w Richmond.
Z Witoldem Łukasiakiem z Melbourne, bliskim znajomym śp. Lecha Paszkowskiego, publicystą i pisarzem, autorem książki o Tygodniku Polskim oraz wielu artykułów historycznych, w tym kilkudziesięciu o Strzeleckim, rozmawia Marysia Thiele, prezenterka radia Polonia PBA, oraz członek zespołu redakcyjnego miesięcznika „Panorama” w Adelaide, Południowa Australia.

Marysia Thiele (M. T.): Jak długo znał Pan śp. Lecha Paszkowskiego?

Witold Łukasiak (W. Ł.):
Bliższa znajomość rozpoczęła się około dwadzieścia lat temu. Ale wcześniej, niedługo po przybyciu do Australii, na początku lat osiemdziesiątych poznaliśmy pp. Paszkowskich na zabawie w nieistniejącym już Domu Polskim im. Tadeusza Kościuszki w Melbourne. Przypadkowo znaleźliśmy się przy jednym stoliku.
Domyślam się, że pp. Paszkowscy przyszli na zabawę, ze względu na kuzynkę z Polski, która wtedy do nich przyjechała w odwiedziny, gdyż nie przypominam sobie, żeby podczas późniejszej długiej znajomości, Pan Lech chociażby wspomniał o polskiej zabawie. Nie lubił tańczyć. Przy rozstaniu pp. Paszkowscy zaprosili nas na kolację, a właściwie na podwieczorek. Po jednej wizycie i rewizycie, nie podtrzymywana znajomość zanikła na kilkanaście lat.
Pan Lech jak zwykle był zajęty poszukiwaniami historycznymi, a ja wtedy niewiele interesowałem się historią Polonii australijskiej, gdyż jako nowoprzybyły zmagałem się z ówczesną teraźniejszością i trudnościami finansowymi.

Znajomość została odnowiona w połowie lat dziewięćdziesiątych. Myślę, że był to palec Opatrzności Bożej.
Jechaliśmy z żoną i córką szosą Princess Highway na wakacje do Lakes Entrance. Kilkaset metrów za miejscowością Traralgon zjechałem na prawą stronę szosy i jakiś czas tak jechałem. Zatrzymałem się na poboczu, a właściwie w płytkim rowie przy obelisku Strzeleckiego.traralgon-monument

Do dziś nie wiem jak to się stało i dlaczego. Możliwe, że na chwilę przysnąłem, ale dziwne, że ani żona ani córka nie widziały, że jadę „pod prąd”. Przeraziłem się, jak sobie uprzytomniłem co by było gdybym tak dalej jechał, ale zażartowałem „zobaczmy co to za bohater australijski uratował nam życie”.

Ku naszemu zdumieniu okazało się, że był to pomnik Pawła Edmunda Strzeleckiego. Wiedziałem o zasługach Strzeleckiego dla Australii, wiedziałem, że są tu jego pomniki, nazwy geograficzne, nazwy ulic itp., ale była to ogólna wiedza wyniesiona jeszcze z Polski. Ten pomnik był zaniedbany.

Po powrocie do Melbourne, „Tygodnik Polski” zamieścił mój list z apelem do polskich organizacji, żeby zajęły się tym obeliskiem z okazji zbliżającej się 200-tnej rocznicy urodzin polskiego odkrywcy.

Żadna polska organizacja nie zainteresowała się, natomiast City Council of Traralgon przysłał list (w języku angielskim) do redaktora, co było zaskoczeniem, że zadbają o pomnik. I rzeczywiście obelisk został odnowiony, ogrodzony, posadzono drzewka. Jest to jeden z siedmiu obelisków wzniesionych w 1927 roku dla upamiętnienia trasy pionierskiej przeprawy Strzeleckiego przez dzisiejsze Gippsland.
Po bliższym poznaniu osiągnięć Strzeleckiego zafascynowała mnie jego postać. Nawiązałem współpracę z Lechem Paszkowskim, który kończył pisać dzieło o Strzeleckim, a że mieszkaliśmy „po sąsiedzku”, jak na warunki australijskie, często przychodziłem do p. Lecha aby skorzystać z Jego wiedzy i doradztwa, których nie szczędził.

M. T. : Lech Paszkowski w swoich życiowych planach nie miał zamiaru pisać monografii o Strzeleckim. Jednak po ukazaniu się książki Helen Heney „In a Dark Glass. The Story of Paul Edmond Strzelecki”, która szkaluje Polaka, zdecydował się stanąć w jego obronie.

W. Ł. :
Na początku głównymi kierunkami zainteresowań Pana Lecha były historia Polonii australijskiej i dzieje Kampanii Wrześniowej. Na temat Kampanii ostatecznie napisał kilkanaście artykułów, ale już na monografię nie starczyło czasu. Po ukazaniu się w 1961 roku książki Helen Heney, a właściwie paszkwilu na Strzeleckiego, postanowił bronić dobrego imienia Polaka.
Heney bezpośrednio nie nazywa Strzeleckiego oszustem, złodziejem, kłamcą, ale – mówiąc językiem myśliwych – wystawia go na strzał przez podanie zniekształconych faktów.
Recenzje były liczneRecenzje były liczne, a recenzenci obrzucili wybitnego Polaka niewybrednymi epitetami jak: „beztalencie”, „wyrachowany karierowicz”, „bez skrupułów”, „fałszywy hrabia”, „złodziej”, „nieważny odkrywca”, „podrzędna i bezbarwna postać” itp. uznając autorkę za „bardzo duży uczony kij użyty do bicia bardzo małego historycznego psa”.

Lech Paszkowski przez prawie czterdzieści lat zbierał materiały do monografii o Strzeleckim nie tylko w Australii, ale też w Polsce, Anglii, Francji, Stanach Zjednoczonych, Kanadzie, Ameryce Południowej. Dzieło „Sir Paul Edmund de Strzelecki. Reflections on his life”, można powiedzieć, że jest to dzieło monumentalne o polskim odkrywcy i badaczu, wydał w 1997 roku, z okazji 200 rocznicy urodzin Polaka.
Stopniowo negatywne nastawienie wywołane książką Heney zmienia się dzięki publikacjom Lecha Paszkowskiego.

M. T. : Biogram Lecha Paszkowskiego można znaleźć w słownikach biograficznych i encyklopediach zarówno polskich jak i australijskich. Czy mógłby Pan podać kilka faktów z jego życiorysu?

W. Ł. :
Życie Lecha Paszkowskiego zostało tragicznie powikłane przez wybuch drugiej wojny światowej, zresztą jak życie całego pokolenia międzywojennego. Urodził się 18 lipca 1918 roku w Warszawie, syn Józefa, rzeźbiarza, którego dzieła znajdują się w muzeach polskich i Janiny z Bobińskich, artystki-malarki, która jako pierwsza kobieta w historii warszawskiej Szkoły Sztuk Pięknych ukończyła studia na tej uczelni.
Biogramy obojga rodziców znajdują się w „Polskim Słowniku Biograficznym”. Ród Paszkowskich, pochodzących z Wielkopolski osiadł na Litwie w XVI wieku, natomiast ród Bobińskich pochodzi z Mazowsza.

Tu ciekawostka o książce, która zaważyła na Jego życiu.
Gdy miał dziesięć lat otrzymał na gwiazdkę książkę „Na morzach dalekich” Mariusza Zaruskiego i od tego czasu był „zarażony” morzem i morskimi podróżami. Postanowił zostać marynarzem.
Jeszcze będąc w Państwowym Gimnazjum im. Adama Mickiewicza w Warszawie zdał do Państwowej Szkoły Morskiej w Gdyni, co było dużym sukcesem.

Po okresie zajęć w szkole kandydaci zaokrętowani zostali na „Darze Pomorza” na próbny rejs. Przez pomyłkę lekarza musiał zejść ze statku, wrócił do Warszawy, zdał maturę w 1938 roku i odbył służbę wojskową. W następnym roku ponownie został wpisany na listę uczniów i miał wrócić do PSM. Niestety, wybuchła wojna. Brał udział Kampanii Wrześniowej. Nie tylko do Szkoły Morskiej, ale nawet do Polski nie wrócił z niewoli niemieckiej.
W latach 1939 – 1945 jako jeniec wojenny pracował w Meklemburgii.

Do czasu wyjazdu w 1948 roku z Niemiec uczył języka polskiego, francuskiego, hiszpańskiego i historii w obozach byłych jeńców wojennych, a też pełnił odpowiedzialne funkcje obozowe. Podczas pobytu w obozach nieustannie wracało pytanie, czy wracać? Z Polski dochodziły wieści o aresztowaniach byłych żołnierzy i zsyłce za Ural. Skorzystał z rady matki, aby chwilowo nie wracał i przy wydatnej pomocy znanej zresztą w Melbourne rodziny Tarczyńskich, z pierwszą żoną Hanną przybył do Australii.
Ale nie czuł się jak we własnym kraju.

W wywiadzie udzielonym Joannie Todisco dwa lata temu dla Radia SBS powiedział, że nigdy nie chciał być emigrantem, że czuje się wygnańcem losu. Powtórnie ożenił się w 1956 roku z Urszulą z domu Trella. Małżeństwo to Bóg pobłogosławił dwojgiem dzieci. Poza pracą zarobkową Pan Lech mnóstwo czasu poświęcał na poszukiwania poloników, zarówno korespondencyjnie, jak i przesiadując w bibliotekach. Odkrył ich wiele, co wykorzystywał w swoich artykułach i książkach.

Dalsza 2 część wywiadu p.Marysi Thiele znajduje się na następnej stronie _kliknij tutaj_