Tłum na Mt Kosciuszko

zawij 246

Czy Góra Kościuszki powinna służyć wszystkim i w każdym celu?
- część druga

Jakkolwiek badania archeologiczne jasno wskazują, że wierzchołek Mt Kosciuszko nie stanowił głównego zainteresowania pierwotnych mieszkańców Australii, to jednak cała wierzchowina Gór Śnieżnych, musiała wzbudzać ich ogromne zaciekawienie, ze względu na pokrywę śnieżną (która dawniej pokrywała latem większe obszary), a dodatkowo z uwagi na niezwykłe zachowanie się pewnej bardzo smacznej ćmy (Bogong Moth).

Bogong-Moth Stąd już tylko krok do sformułowania logicznego przypuszczenia, że cały szczytowy obszar miał dla nich szczególne znaczenie.
Trwa powierzanie Aborygenom większej roli w parkach narodowych. Obecnie dążą oni do zakazu wchodzenia na Uluru (Ayers Rock) oraz Mt Warning.
Jest mało prawdopodobne, aby wystąpili z żądaniem zakazu wejścia na Mt Kosciuszko, ale mogą domagać się respektowania specjalnego charakteru całej wierzchowiny, co zresztą byłoby w stu procentach zgodne z celami Parku Narodowego, a zwłaszcza Obszaru Światowego Dziedzictwa.
Nie byłoby jednak najlepiej, gdyby do takich działań sprowokowały ich jakieś polskie inicjatywy.



Są jeszcze trzy inne środowiska, o których należy pamiętać, wychodząc z jakąkolwiek inicjatywą w Parku Narodowym Kościuszko.

Po pierwsze...
sama dyrekcja parku, strażnicy i inni pracownicy. Większość z nich podjęła tę pracę ponieważ pragną utrwalić rolę Parku Narodowego, która obejmuje tylko określone rodzaje użytkowania na wyznaczonych terenach. Życie jest czasami bardziej skomplikowane niż przepisy.
Dyrekcja ulega różnym naciskom, często prowadzącym do łamania własnych praw. Powoduje to osłabienie autorytetu wobec podwładnych i sporego środowiska pracowników naukowych, którzy prowadzą różnego rodzaju badania na terenie Parku. Nie należy życzliwej nam dyrekcji stawiać w trudnej sytuacji. Zanim wystąpimy z jakąkolwiek propozycją powinniśmy najpierw sprawdzić jak to się ma do roli Parku Narodowego.

Po drugie...
w Australii istnieje bardzo silny ruch ochrony środowiska, który potrafi zmobilizować swoich członków do różnych widowiskowych kontrakcji, zwykle stanowiących duże zainteresowanie mediów, zwłaszcza telewizji. Ruch ten jest sprzymierzeńcem pracowników parków i potrafi głośno krytykować decyzje administracji ochrony przyrody, tam gdzie działa ona pod naciskiem.
Nie byłoby nam przyjemnie, gdyby w dzienniku telewizyjnym pokazano transparent z napisem sugerującym Polakom, aby swe pomysły niezgodne ze statusem Parku Narodowego realizowali w Tatrach lub na Babiej Górze (też Obszar Światowego Dziedzictwa).

Po trzecie...
w Australii istnieje silne grono turystów aktywnych, z którego wywodzą się autorzy przewodników i książek oraz fotografii. Jest to obecnie bardzo życzliwe nam środowisko, a jego znakomitym przedstawicielem jest Alan Andrews, autor książki „Kosciusko – The Mountain in History”. Turyści ci propagują mądrą, twórczą turystykę w górach, prowadzącą do wzbogacania umysłu i kultury narodowej.

Wracam do pytania postawionego na wstępie: jakie polonijne inicjatywy mogą nam pomóc w absolutnie pryncypialnej sprawie – zachowaniu nazwy najwyższego szczytu Australii?

Niewątpliwie wyprawa Oskara Kantora.
Australijczycy uwielbiają ryzykantów podejmujących niebezpieczne przedsięwzięcia. Pomysł przejścia Trasy Strzeleckiego w warunkach zimowych był bardzo odważny, ryzykowny, ale też znakomicie zaplanowany i przygotowany. W dodatku nie było to wejście uproszczone, z pominięciem Mt. Townsend i Abbotts Peaks, ale dokładnie tak jak szedł Strzelecki.
Uczestników ekspedycji zaskoczyła zimowa ulewa w dolnych partiach i polarne warunki na wierzchowinie. Głodowali, ale nie dali się. Plonem tej wyprawy będzie film, wiele pięknych zdjęć i z pewnością ciekawe wspomnienia uczestników.

Jest to znakomity przykład właściwego rozumienia spuścizny Strzeleckiego. Raczej na pewno jest to pierwsze polskie przejście zimową tą trasą i bardzo prawdopodobne, że w ogóle pierwsze w Australii. Dla australijskich narciarzy biegowych Trasa Strzeleckiego nie miała żadnego emocjonalnego znaczenia. Jeśli pragnęli dziczy, to wybierali się na Jagungal. Trzeba zadbać o to, aby informacja o tym zimowym wyczynie znalazła się w australijskich publikacjach turystycznych i gazetach lokalnych.

Co do orkiestry dętej, to pomysł ten wspiera fakt, że utwór skomponował Australijczyk i sama orkiestra również ma być australijska. A więc nie prezentuje się ona jako polska inicjatywa, mimo że firmuje ją „Puls Polonii”. Na upartego pomysł spełnia formułę wydarzenia kulturalnego, zainspirowanego Górą Kościuszki.
Jednakże organizatorzy sami zauważyli, że orkiestrę trudno byłoby usadzić na wierzchołku (na krzywych głazach?) i sugerują raczej Rawson Pass. Płaski teren w pobliżu toalet jest bez wątpienia większy i równiejszy. Powinni jednak pamiętać, że w górach wiatr jest zwykle bardziej porywisty na przełęczach niż szczytach więc orkiestra z dętej może zamienić się w rozdętą. Warto zastanowić się, gdzie może być najlepsza akustyka?
A może jednak w Jindabyne lub Cooma, w sali zapewniającej warunki do właściwego odtworzenia utworu i w obecności melomanów, a nie tych którzy potrafią dojść do górskiej lokalizacji. Przypomnę, że ani Karłowicz, ani Szymanowski nie prezentowali swych utworów na szczytach.

Pozostaje 9 kilometrowy bieg na szczyt, który, w moim przekonaniu jest kompletnym nieporozumieniem.
Przede wszystkim, firmuje go niby organizacja społeczna o nazwie Spuścizna Strzeleckiego (Strzelecki Heritage), która sprawia wrażenie powołanej w jakimś innym celu niż miałaby to sugerować jej nazwa.
Jaką spuściznę pozostawił Strzelecki, pytam się spuściznowców?

Do tej pory zdawało mi się, że wsławił się on osiągnięciami naukowymi, a teraz okazuje się, że był sportowcem. W małej grupce przemierzał rozległe tereny, a tu proponuje się tłumy. Utrzymywał się z przesyłanych do muzeów osobliwości przyrodniczych. Interesował się próbkami skał i roślinami, a tu organizuje się zabawę, w której przyroda stanowi tylko tło propagandowe. Spoceni, zmęczeni, wpatrzeni w plecy poprzedników ludzie mają się rozkoszować obszarem światowego dziedzictwa. Znakomita spuścizna. Ciekawe, co by powiedział o niej sam Strzelecki?

Wpuściłem tę Spuściznę w Google i co się okazało?
Otóż prezes organizacji, o której w Australii nikt nie słyszał i która nie pozostawiła śladu jakiegokolwiek udziału w trwających już ponad dziewięć lat staraniach o zachowanie nazwy najwyższego szczytu kontynentu, występował 28 lipca (w imieniu Polonii australijskiej – kto go upoważnił?) podczas posiedzenia senackiej Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami Zagranicą.

Z treści artykułu Anny Ambroziak z „Naszego Dziennika” wynika, że pan Paweł Gospodarczyk opowiadał o tym, co robi Polonia w Australii, sprawiając wrażenie, że to dorobek Spuściźny.
Oprócz tego artykuł zawiera nieścisłości i zwykłe bzdury, których senatorowie słuchali jak nabożeństwa.

Dowiedziałem się np., że :

... „Burmistrz oraz dyrekcja Parku Narodowego Kościuszki postanowili wprowadzić podwójne nazewnictwo – szczytu i samego parku”.
Nieprawda, burmistrz George Martin, na szczycie Mt Kościuszko, m. in. w obecności byłego wicepremiera Australii Tima Fishera i mojej skromnej osoby, wystąpił wyłącznie z propozycją zmiany nazwy szczytu.
Propozycja dodania drugiej nazwy zrodziła się kilka lat później, w ramach pracy nad planem zagospodarowania Parku, po protestach Polonii, o których pan Paweł najwyraźniej nie słyszał.

„Pomysł burmistrza zaakceptowały władze stanu Nowa Południowa Walia”.
Nieporozumienie, pomysł nie doszedł do szczebla, na którym wymagałby akceptacji władz NPW.

„W Tumbarumbie powołano specjalny zespół urzędników, który opracował nowy plan zagospodarowania terenu i podjął decyzję o przemianowaniu nazwy góry”.
Szef Spuścizny przekonuje senatorów, iż plan zagospodarowania parku NARODOWEGO w cywilizowanej Australii opracowują urzędnicy w gminnym miasteczku, dodając zupełny nonsens, że ci gminni urzędnicy podejmują decyzję na terenie wyłączonym z ich kompetencji.

Z publikacji i najwyraźniej wystąpienia Spuścizny wynika, że jest ona wiodącą organizacją polonijną w sprawie Mt Kościuszko, podczas gdy de facto nie zrobiła niczego.
Od czasu do czasu zdarzają się takie przypadki, że ktoś znany w Australii z prowadzenia biznesu uznawany jest w Polsce za reprezentanta Polonii, zawracając parlamentarzystom głowy sprawą znaną i kontrolowaną przez Polonię od wielu lat, w sytuacji kiedy największe zagrożenie minęło kilka lat temu.

Co nie znaczy, że należy przestać patrzeć władzom na ręce, a z Aborygenami, Parkiem, ruchem ochrony środowiska i turystami być w dobrej i coraz lepszej komitywie. A ponadto pogłębiać wiedzę o Strzeleckim i ją popularyzować, a także wspierać twórczą działalność Aborygenów i młodzieży, związaną z Mt Kościuszko.
Spuścizna stosunkowo niedawno podłączyła się do Pulsu Polonii, który w ostatnich dwóch latach odgrywa największą rolę w staraniach o zachowanie bliskiej nam nazwy.

Jednakże wcześniej odgrywały taką rolę Mt Kościuszko Inc. z siedzibą w Perth i Rada Naczelna Polonii Australijskiej i Nowozelandzkiej z siedzibą w Brisbane.
[ Stowarzyszenie Mt Kosciuszko Inc. istnieje nadal - posiada także swoje przedstawicielstwo w Polsce (red.) ]

Do opublikowanej w Pulsie Polonii informacji na temat propozycji zawodów na Mt Kościuszko, jej autor załączył swoje zdjęcie w koszulce z napisem „Wszystko co polskie”. Wpuściłem to hasło w Google i co się okazało.
Otóż Spuścizna sprzedaje koszulki z tym napisem na e-Bayu.

I teraz zastanawiam się, czy ktoś chce tu popularyzować dorobek Strzeleckiego, czy też przeciwnie, próbuje wykorzystać jego dorobek do własnego interesu.

Janusz Rygielski Polonia 5 września 2009
W latach 1981-82 autor pełnił funkcje społeczne jako wiceprezes Polskiego Towarzystwa Turystyczno – Krajoznawczego, odpowiedzialny za turystykę górską w Polsce, i jako członek Państwowej Rady Ochrony Środowiska (red.)