Mity polskich biografii
Pawła Edmunda Strzeleckiego

Lech Paszkowski Melbourne - Australia


Biografistyka nigdy nie była mocno osadzona w polskiej literaturze i historiografii. Wyczerpująca monografia bohatera hymnu narodowego, generała Jana Henryka Dąbrowskiego, pióra profesora Jana Pachońskiego, ukazała się dopiero w 163 lata po jego zgonie. Dziwne też, że dotychczas nie mamy ostatecznej biografii bohatera narodowego tej miary co Tadeusz Kościuszko, obejmującej całość jego życia.
Na przykład, gdy polscy patrioci w Australii starali się o przywrócenie litery „z” w nazwie góry Mount Kościuszko, jaka figurowała na mapach od 150 lat, nie orientowali się że Naczelnik wydał książkę w Nowym Jorku, w roku 1808 „Monoeveres of Horse Artillery by General Kosciusko”.
Według książki Wiktora Malskiego „Amerykańska wojna pułkownika Kościuszki” (Warszawa KiW, 1977) w czasie służby w armii Waszyngtona (Amerykanie nie obrażają się o taką pisownię) podpisywał się nieraz jako Thad.(Thadeus) Kosciusko, albo nawet Kosciusco.
Tego rodzaju uproszczenia „speelingu” były zrozumiale w kraju anglojęzycznym, chociaż mało znane ogółowi Polaków.

Strzelecki jest bardzo trudną postacią dla biografów gdyż po jego śmierci zniszczono wszystkie papiery i dokumenty osobiste.
Wiedza o jego życiu jest fragmentaryczna i nadal pełna białych kart. Biografowie, którzy próbowali je wypełnić byli nieliczni. Tym dziwniejsze że przy istniejących brakach w jego życiorysie istnieją wśród Polaków tendencje do zaliczania go do bohaterów narodowych.
lisc 246Do Panteonu bohaterów narodowych nie pasuje chyba ani Paweł Edmund Strzelecki ani drugi obywatel Wielkiej Brytanii, znany jako Joseph Conrad. W Panteonie powinno się znaleźć miejsce przede wszystkim dla ludzi, którzy oddali lub poświęcili swe życie dla idei i spraw walki o niepodległości Ojczyzny.
Zarówno Strzelecki jak i Conrad niezmiernie zasłużyli się kulturze polskiej na szerokim świecie nie przez swoje niezwykle talenty i wybitne osobowości, ale jedynie przez realizowanie swoich własnych celów i dróg życia, do czego bohaterstwo nie jest potrzebne. Człowiek zasłużony to jeszcze nie bohater.

Przy tendencjach wprowadzania Strzeleckiego do bohaterów narodowych mamy z drugiej strony paradoksalny przykład braku zainteresowania jego osobą i działalnością.
Wacław Słabczyński musiał po stu latach rozcinać kartki przysłanej książki Strzeleckiego, gdyż jej przedtem nie czytał. Zastanawiające też, że tak liczna po roku 1939 Polonia w Anglii skupiająca w instytucjach naukowych i historycznych Londynu, szeroką warstwę emigracyjnej inteligencji, nie wykazywała żadnego zainteresowania Strzeleckim, poza profesorem, który ustalił daty jego lądowań w Anglii, w latach 1832 i 1834 oraz przetłumaczył podanie o naturalizację.

Wacław Słabczyński (1904-1994) odegrał szczególną rolę w budzeniu zainteresowania społeczeństwa polskiego osobą Strzeleckiego. Chociaż warto przypomnieć że w roku 1938 dr Stanisław Bernatt ogłosił artykuł w miesięczniku „Tęcza”, nr 4 zawierający metryki urodzenia Strzeleckiego. Bernatt zwrócił uwagę że podróżnik „zasłużył na dokładną biografię”. Słabczyński był jednak pierwszym w Polsce podejmującym pionierski trud napisania udokumentowanej biografii Strzeleckiego.

Zasługi jego na tym polu nie mogą być przecenione, gdyż w ciągu trzech lat objął kwerendami ponad dwieście bibliotek na kilku kontynentach.
Po ukazaniu się jego dzieła „Paweł Edmund Strzelecki Podróż - odkrycia - prace” (Warszawa PWN 1957) nikt w Polsce nie zajął się zapisaniem białych kart, kryjących okres młodości Strzeleckiego, spędzonej nad Wartą i Wisłą.
Materiały biograficzne do pierwszych 35 lat życiorysu Strzeleckiego są znane i oparte głównie na obszernym artykule znanej poetki Narcyzy Żmichowskiej (1819-1876), która sama określiła go jako „Wiązankę podań przez nas uciułną bardzo pod względem dat i piśmiennych dowodów niedokładną”. Również Słabczyński nie mając innych materiałów z okresu młodości Strzeleckiego, musiał oprzeć się na Żmichowskiej.
Był jednak przeciwny budowania życiorysu na romansie z Adyną Turno.

Żmichowska, obok wiadomości prawdziwych, wiele zaczerpnęła z fantastycznych plotek. Na przykład nie wiedziała, że dziadek Pawła miał na imię Józef a nie Piotr, domniemany właściciel majątku Drzewianka nad Dniestrem, którego nie ma w żadnych polskich słownikach geograficznych.
Jak stwierdził na podstawie metryk, wybitny polski genealog, profesor Włodzimierz Dworzaczek, przodkowie Pawła co najmniej przez sześć pokoleń zamieszkiwali Wielkopolskę początkowo jako dziedzice Grochowisk w Kaliskiem.


„Porwanie panny” i pamiętniki Adama Turny

Żmichowska podała, że zakochany Paweł porwał Adynę Turno z dworu ojca w Objezierzu, w roku 1821. Błędne to informacje, gdyż Objezierze dostał brat Adyny jako wiano po ślubie z Heleną Kwilecką, około roku 1830, gdy Strzelecki był zapewne już we Francji.
To porwanie panny stało się jakby fundamentem wszelkich opowieści o Strzeleckim, powtarzane w niezliczonych dziennikarskich wariantach. Trzeba wyraźnie powiedzieć że scenariusz domniemanego porwania namalowany przez Żmichowską, jest nieprawdopodobny.

Adyna nie mieszkała z ojcem, jak pisała Żmichowska, ale w Sędzinach 25 km na zachód od Poznania ze swoją babką ze strony matki, panią Prusimską, która utrzymywała ją i kształciła od szóstego roku życia, szacując te wydatki na 11.000 złotych, i opłacając również francuską guwernantkę Marie Dupain.

Adam Turno oddał Adynę na wychowanie do teściowej w roku 1811 po rozejściu się z żoną Urszulą z domu Prusimska. Potem przebywał stale we dworze swojej owdowiałej bratowej, w Dobrzenicy 85 km od Poznania, w połowie drogi do Kalisza, czyli około 115 km drogami od swojej córki.
Odwiedzał ją czasami, nieraz po kilku miesiącach.

Strzelecki nie potrzebował porywać Adyny, miał wiele okazji by ja zabrać podczas nieobecności Adama Turny, tym bardziej, że pani Prusimska była mu przychylna i może pod wpływem rozmów z wnuczką patrzyła na niego łaskawym okiem.
Turno spędzał większość czasu na ustawicznych podróżach od dworu do dworu, gdzie go przyjmowano z typową polską gościnnością, więc ochoczo biesiadował, jako wyrafinowany smakosz, tańczył na balach, grał w karty i brał udział w towarzyskich polowaniach.
Odcyfrowanie notatek Turny w roku 1996 nie rozwiązało szeregu wątpliwości, a nasunęło więcej pytań niż odpowiedzi.

Pierwszy zapis, pod datą 6 lipca 1820 roku brzmiał:
„Pojechałem do Sendzin gdzie zastałem Karola Stablewskiego który dość się brał do Adynki lecz że ubogi to go pani Prusimska źle przyjęła, tu zastałem też niejakiego (zakreślone - Edmunda Strzeleckiego) przystojnego, grzecznego fanfarona gołego, tego Edward Raczyński którego ma bydź kuzynem, kazał edukować i dość dawno temu odpowiednio lecz mi sięnie podoba że go Pani Prusimska do domu wzięła”

Pierwszy obraz Strzeleckiego w oczach Adama Turny; przystojny, uprzejmy, dobrze wykształcony. Goły, w tym wypadku znaczyło, że nie miał majątków ziemskich, o których Turno marzył dla córki.
Przy tym trzeba wspomnieć że on sam grał rolę wielkiego ziemianina, ale trapiony licznymi procesami sadowymi miewał często pusty trzos i w innym miejscu zapisał (20 VI 1820) że jedzie do Poznania z dziesięcioma tylko talarami w kieszeni. Wielu biografów przedstawiało go jako człowieka niezmiernie bogatego.
Wkrótce (29 VII 1820) sprzedał wraz bratową odziedziczony po matce folwark Wyciążkowo, a parę lat później ostatni, Więckowice, stając się bardziej „goły” niż Paweł Strzelecki, który wyjechał do Francji ze znaczną fortuną.

Co jednak znaczyło, że pani Prusimska wzięła Strzeleckiego do domu? Na mieszkanie? Czyżby był tam tylko z wizytą?
Dotychczas nikt z biografów Strzeleckiego nie wspomniał o pomocy Edwarda Raczyńskiego w polerowaniu edukacji Pawła. Oto nowe pole dla historyków krajowych, by pod tym kątem przeszukać papiery Raczyńskich.

Inny charakterystyczny dla sytuacji rodzinnej zapis znalazł się pod datą 25 XI 1820:

„Rad bym moją Adynkę stąd wziął, gdyż wiele rzeczy gorszących widzę lecz nie wiem gdzieżby Ją dadź, a pieniędzy nie mam co bym mógł Ją do Drezna odwieźć i w tym znów nieszczęśliwym jestem.
Znów Pani Prusimska by mi Jey nie dała. Kocha ją bardzo, obiecuje Jey jakiś Zapis, lecz Bóg wie co i kiedy. Jednak jestem Jey wiele winien gdyż lepsze dała wychowanie mojey córce jak i swym dzieciom”

Nie ma w pamiętnikach nic o porwaniu Adyny, ale są wzmianki o flircie córki, np. Turno zanotował w Sędzinach 16 czerwca 1821:
„ … Adynka się podoba Konstanty Szczaniecki chce Ją gwałtem ona go nie chce do ten dandys Str głowę Jey zaprzątnął, to wszystko ledwie mnie w grób nie zaprowadza.”
A także 7 lipca:
„ …przyznała mi się że miała słabość do Strz. Cóż miało serce rodzicielskie robić darować i płakać”.
Jedynie pod datą 14 sierpnia 1821 zanotował:
… dopiero co się dowiedziałem ze siostra awanturnika (zakreślone - Strzeleckiego) rozniosła że Jey brat się w Adynce kocha, że mnie uciekła, co podobno w ludziach tego rodzaju się chwalić lecz mnie mocno zmartwiło.”
Tutaj jest tylko wzmianka o plotkach jakoby Adynka uciekła. Nie ulega jednak wątpliwości, że słowo „awanturnik” odnosi się do jakiegoś konkretnego konfliktu między Strzeleckim i Turną. W pamięnikach jest luka od końca sierpnia 1821 do lipca 1822, gdyż tę częśc Turno spalił.

Zagadkowa jest też notatka pod datą 29 września 1822:
„Ile sobie przypomnieć mogę że w 9-tym 1821…
(…)…także awanturnik, niewdzięcznik (zakreślone - Strzelecki), bo to biedne było, dałem mu co mogłem, na koniec piękny zegarek, a ten łaydak mi córkę bałamucił, wyjechał przecież. Życzę mu wszystkiego dobrego tylko nie powrotu do nas”

Można jedynie ustalić tutaj, że znajomość Adama Turny ze Strzeleckim trwała najwyżej 15 miesięcy, od początku lipca 1820 do końca września 1821. Co się działo w ciągu tego czasu nie wiemy.
Wygląda też z wyżej wspomnianych słów, że w pewnym okresie stosunki Turny ze Strzeleckim były przyjacielskie. „Dałem mu co mogłem” mogło się odnosić do powierzenia Strzeleckiemu administracji folwarku Więckowice, który leżał tylko 10 km od Sędzin, ale to tylko domysł. Nie daje się nikomu w prezencie bez powodu „ładnego zegarka”, który w owym czasie był bardzo drogi. Słowa „Życzę mu wszystkiego dobrego”, świadczą, że mimo wszystko Turno zachował dla Strzeleckiego pewien szacunek, co chyba nie miało by miejsca po próbie porwania czy uprowadzenia córki.

W liście do Adyny z sierpnia 1840, wspominał Strzelecki, że po rozstaniu się z jej ojcem, pojechał do Sędzin pożegnać się z jej babką, która dawała mu propozycję i usilnie o coś prosiła („J'avais dit adieu et en depit de toutes les propositions et istances de la Grand Maman quitte. Sendziny et le duche”). Trudno sobie wyobrazić by pani Prusimska kierowała propozycje do „porywacza” jej ukochanej wnuczki.
Prawdopodobnie „kluseczki z mlekiem w Objezierzu” Żmichowskiej to taka sama prawda jak i „wykradzenie” przez Strzeleckiego 24 innych panien (patrz jej Według rodzinnych i towarzyskich wspomnień strona 417). Ciekawe gdzie taki harem mógł ukryć i że mu to mogło ujść na sucho.

Przy okazji 200-lecia zgonu Strzeleckiego ukazały się obszerne artykuły o nim w Warszawie i w prasie polonijnej, w Londynie i Nowym Jorku. Można tam było wyczytać oprócz powtórek plotek Żmichowskiej, jeszcze nieprawdopodobne wymysły.
Na przykład, że „Podobno Adam Turno osobiście wychłostał Strzeleckiego przy parobkach”
Po pierwsze autorzy tych artykułów nie mieli chyba pojęcia o poczuciu honoru szlacheckiego wśród ziemiaństwa Wielkopolski w początkach 19 stulecia.
Po drugie trudno sobie wyobrazić by zawsze dumny, fizycznie silny, obrotny, zaradny i bystry Strzelecki dał się obić jak baran.
Takich „rewelacji” nie było ani u Żmichowskiej ani w artykule Heleny Kutrzebianki, „Romantyczna historia sprzed stu lat”, ogłoszonym w krakowskim „Kuryerze Literacko-Naukowym” z dnia 9 maja 1939, na który się powoływano.


Dalszą drugą część opracowania Lecha Paszkowskiego przeczytasz następnej stronie _kliknij tutaj_